Przystań Kaprysu Półdnia

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

#1 2011-10-03 21:56:12

Udra

Załogant

Zarejestrowany: 2011-09-29
Posty: 4
Punktów :   

Pierwsze spotkanie Udry z Gabrielle i Azurą.

Kumrum
Udra przejeżdżała przez wieś na dorodnym rumaku, co prawda bardziej wytrzymałym niźli rączym, ale młodym i bułanym. Udrze bardzo odpowiadała ta maść-przypominała ubarwienie wielbłąda, wierzchowca, którego umiała dosiadać z o wiele większą gracją. Na koniu czuła się niepewnie, co widać było po usztywnionych kończynach i udającym butę wzroku, który nagle dosiągł jednego z rybaków. Łowił blisko brzegu i można było usłyszeć jego okrzyk zadowolenia, gdy ze stęknięciem wydobył pełną jesiotrów sieć. Odrzucił z połowu kilka niewielkich egzemplarzy, być może czule szepcąc coś w rodzaju -Wróćcie, gdy urośniecie!- W ślad za narybkiem z pluskiem poleciały wodorosty i gałęzie. Tylko jeden śmieć zastanowił rybaka. Przyjrzał się bliżej dziwnemu znalezisku, by po chwili wzruszyć ramionami i posłać go obszernym wyrzutem na brzeg. Udra zsiadła z ogiera i zapadając się po kostki w piasku, podbiegła zaciekawiona do odrzuconego daru morza. Uniosła go i błyskawicznie rozpoznała w nim połowę ludzkiej żuchwy. Wspomnienia uderzyły w jej umysł niczym fale w stromy klif, a który rozbił je na tysiące drobnych kropel i przetrwał niepokonany kolejny atak wodnego żywiołu.-Złapać syrenę-rzekła na głos Udra, by ułatwić sobie skupienie się na dzisiejszym zleceniu. W interesie nareszcie coś drgnęło-po burdzie na rynku Stolicy znaleźli się kupcy na trzech niewolników, złapanych prawie tydzień wcześniej, oraz nabywcy, którzy zamówili już następny towar. I to jest naprawdę ważne, a nie jakiś kawałek teraz już wszystkim zbędnej, starej, ludzkiej kości...Którą mimo to Udra wsadziła do wewnętrznej kieszeni swojego kontusza. Wymyślając sobie od sentymentalnych naiwniaczek, wsiadła do umówionej wcześniej łodzi i odpłynęła ku Nautileum, bezgłośnie szepcąc, że to nie może być ta żuchwa.

Nautileum
Azura usiadła na piasku, po pas zanurzona w wodzie, całkowicie przemoczona i zdezorientowana. Kocie oczy spojrzały w oślepiające słońce, a delikatna dłoń zacisnęła się na naszyjniku, przyjemnie ciężkim, zdającym się być tam, gdzie jego miejsce. Dziewczyna słyszała łagodny szum wody, fale rozbijające się o skały, skrzek mew i coś jeszcze... Własne myśli? A może kobieta siedząca obok coś do niej mówiła?A może to ocean szeptał jej na ucho swoje najskrytsze tajemnice? Azura przeniosła wzrok na dłoń zanurzoną w przyjemnie chłodnej wodzie, mrugając zawzięcie, by odegnać wspomnienie słońca. Nic tu nie było jasne.
Gabrielle z trudem złapała pierwszy oddech. Pierwszy, drugi,... któż by je zliczył? Niepewnie zerknęła przed siebie, by upewnić się, że to morze je zabiło, by wyrzucić na swoje dno, połknąć i nigdy więcej nie wypuścić. Jeszcze słyszała jego śpiew, tak czysty, gładki, miękki,... tak bliski szeptom półfelynki, której obraz przy sukkubicy wreszcie zaczął być wyraźny i trwały.Gabrielle zacisnęła z powrotem powieki, gdy słońce poraziło jej oczy tak odwykłe od światła dziennego. Skuliła się lekko, by wreszcie przysiąść, jakby miała w planach opalać się w tej cudownej mgle. Tej samej, która nie dała jej oślepnąć przez nadmiar słońca. Nic nie było do końca jasne ani do końca ciemne, nic klarownego, spójnego. Co, do cholery, tu się działo?!
Azura puściła naszyjnik i jednym, zgrabnym ruchem odwróciła głowę za siebie, by spojrzeć na swą towarzyszkę. Swoją przyjaciółkę, siostrę... Na 'swojego' demona. "Umarłyśmy, prawda?" - głos dziewczyny był zachrypnięty, jakby gardło jeszcze niedawno pełne było słonej wody, drażniącej struny głosowe.
Gabrielle spojrzała na felyniątko tak, jakby pierwszy raz dobiegł ją jej głos, zmarszczyła lekko brwi łapiąc w garści piach. "Więc gdzie jesteśmy?..." mruknęła wyciągając nogi z wody i podkulając je pod siebie. Gdzieś koło niej, pośród piasków, leżała paszcza lwa zaklęta w sygnet. Potem go wyjmie, teraz najważniejsze było to, "Co tu się dzieje?!..." Niemal warknęła.
Azura rozejrzała się dookoła, chcąc jakby wyłowić z głębin pamięci plaże, na których była, w całym swoim życiu, jednak tego miejsca nigdzie nie dało się dopasować. "Nie mam pojęcia..." mruknęła, a zaraz potem odchrząknęła kilka razy, chcąc pozbyć się tego denerwującego... czegoś, co tak bardzo zmieniało jej głos. "Ostatnie co pamiętam, to jak spadałam do wody i patrzyłam w gwiazdy".
Gabrielle wstała nazbyt gwałtownie, kiedy w umyśle, w uszach słyszała coraz mocniejszy szum fal, które lizały piasek. Podeszła do ciemniejszej linii wyrysowanej białą pianą i ukucnęła, by jej dotknąć. "Pamiętam tylko... błękit." Przymrużyła oczy odwracając się ku Azurze. "Nieba, wody, morza, Twojej skóry." Tu, gdzie łamała się linia pomiędzy brzegiem a morzem, coraz wyraźniej słyszała śpiew wody, tak czysty i wyraźny, który kusił, przeplatał ze słowami Azury, jej chrząknięciami, krzykiem mew. Zanurzyła dłoń czując niewielką ulgę, jakby tego chciał szept, pomruk w jej myślach, głowie, który gładził ją i pieścił w nagrodę liźnięciami kolejnych warstw wody.
Jedyny ruch, na jaki Azura się zdobyła, to pokiwanie głową. Wszystko, ah, wszystko tak strasznie bolało! Nawet mrugniecie powiekami, czy nabranie powietrza w płuca - zdawało się - pełne wody. Tylko ocean dawał ukojenie, tylko pod jego dotykiem ból ustępował; umysł nie pragnął niczego innego, jak tylko zanurzyć się po sam czubek głowy i końcówki włosów. Zasnąć, oddychać, żyć wodą. To było największe i najmocniejsze pragnienie. I te kojące, ciche szepty, które zdawały się wołać, niemal błagać o przyjście. Ciężko było się oprzeć, lecz po co w ogóle próbować, skoro obietnice były tak duże..? Skoro już raz się... umarło..?
Gabrielle oczywiście, że czuła ból. Jego pocałunki krążyły po całym ciele niczym pieszczota najczulsza z czułych, której nikt nigdy nie mógł jej dać. Nagle rozpostarła skrzydła, wielkie, czerwone, i ich krańcami musnęła wodę. Od kiedy pierzastego ciągnie ku wodzie?... To pytanie przyjdzie później, po tym, jak spragnione czułości usta zaznają błogiej rozkoszy w czułych objęciach morza.
Azura tęsknym wzrokiem spojrzała na linię horyzontu, to tam Wielka Matka zdawała się ciągnąć to obolałe ciało. Poczuła koło siebie lekkie zawirowanie, gdy wielkie skrzydła przecięły powietrze, ale nie to było teraz ważne. Jakaś cząstka półfelynki wiedziała, że Gabrielle też czuje i słyszy to co ona, że pragną tego samego. Choć to tak bardzo sprzeczne z ich naturą... "Chodźmy" - zdołała z siebie wyrzucić i zmusić się do wstania. Wszystko po to, by spełnić to palące pragnienie i zatopić się w melodii wody.
Gabrielle uśmiechnęła się czując, jak kolejne fale lodowatej wody obmywają jej ciało, co rozchodziło się pióropuszem bólu po nogach, dłoniach, piórach tak nieprzywykłych do słonej wody. "Nic to..." szepnęła, a złociste oczy błysnęły dawnym pożądaniem. Nie dla drugiego istnienia jednak, a dla bezkresnego błękitu, który już raz ją pochował w swym uścisku. Zrobił to raz, zrobi i drugi.
Azura zrobiła pierwsze kroki przed siebie i niemal ugięły się pod nią kolana, tak jakby nogi zapomniały dawnego ciężaru ciała. Jednak nie miało to znaczenia - fale rozbijały się o ciało dziewczyny, zatrzymując ją na kilka sekund, ale szła dalej. Ocean śpiewał w sobie tylko znanym języku, a Azura czuła się jak narzędzie do odbierania tych dźwięków. Odwróciła się tylko raz, gdy woda sięgała jej szyi mrożąc ból jaki towarzyszył od pierwszych chwil świadomości. Chwilę potem zniknęła pod wodą, nawet nie zawracając sobie głowy myślą o uduszeniu.

Łódka spokojnie przepłynęła nad podwodną częścią Nautileum i szerokim łukiem minęła wynurzoną. Wraz z pasażerką zmierzała ku Skalnemu Miastu. Wioślarz milczał, skupiony na swej pracy, powolnej acz wytężonej, a Udra wbiła wzrok w swe dłonie i nie zwracała uwagi na wszystko, co działo się dookoła. Za jedynego rozmówcę mając cichy plusk, dotarli do swego celu.

Skalne Miasto
Kolejne westchnienia wody przesuwały to w jedną, to w drugą stronę skrzydła sukkubicy, która złożyła je resztką świadomości. Ból, jaki przeszył jej ciało kazał otworzyć usta i wypuścić tak cenne chwilę temu powietrze. Ciało z początku napięte rozluźniło się po chwili nie ulatując jednak do powierzchni, a gotowe do dalszej drogi wzdłuż podwodnej plaży.
Azura ze zdziwieniem przyjęła do wiadomości fakt, że może oddychać bez przeszkód, choć nie było to tak płynne jak na powierzchni. Również to, że widziała całkiem wyraźnie pod wodą było miłym zaskoczeniem, choć co innego przykuwało teraz uwagę półfelynki. Razem z Gabrielle zawędrowały naprawdę głęboko, powierzchnia była teraz tylko nikłym światłem gdzieś u góry. Wielka Matka śpiewała i szeptała jednocześnie, a prócz niej było słychać jeszcze chór innych głosów, niskich i wysokich, damskich i męskich, których jedynie echo odbijało się na powierzchni. Ocean mówił niezrozumiale i prosto zarazem, ale te głosy... To było inne. Po kilku chwilach zagłuszały nawet słowa Wody, a to było torturą tu pod jej powierzchnią.

Łódka dobiła do wejścia jednej z najdalej wysuniętych na zachód jaskiń. Udra nie drgnęła, głęboko nad czymś zamyślona. Dopiero nieśmiałe trącenie żerdzią przez sternika wywołało lawinę ruchów-gwałtowne poderwanie się do pionu, grożące wywróceniem łódki do góry dnem wyskoczenie na brzeg, błyskawiczne rzucenie monety w stronę wioślarza i odwrócenie się tyłem do łodzi, spokojnie odpływającej już ku Kumrum. Udra wielokrotnie wykonywanymi ruchami poprawiła ułożenie broni za pasem, rozsunęła nieco kontusz, by ułatwić dostęp do oręża i nasunęła chustę bardziej na czoło, skrywając pod nią białe kosmyki, które się były wysunęły w trakcie podróży.

Stopy Gabrielle coraz szybciej i mocniej wybijały się z niestałego podłoża, dłonie tkwiły zaciśnięte w pięści gdzieś za nią tak, jak został rozum. Może to te głosy, tak drażniące zmysły i świadomość wbijały się jak szpilki w jej umysł, a może to niewyraźne kształty istnień na raz wyrastających przed nią, by rozwiać się niczym bańka mydlana. Gabrielle wyciągnęła zza pasa miecz. Ten, mimo wody wokół, zabłysł płomieniem, którym śmiało przecinał kolejne zjawy, coraz wyraźniejsze, mocniejsze, głośniejsze, tak blisko! Zacisnęła dłonie na rękojeści Płomienistego nie do końca świadomie rozwiewając kolejne iluzje, kolejne duchy, kolejne wariactwo.
Azura zacisnęła mocniej powieki, w nadziei, że pomoże to w skupieniu i odepchnięciu niechcianych głosów z głowy. Niestety nic takiego się nie stało - wręcz przeciwnie, zdawało się, że były coraz bliżej, coraz głośniej. Przeradzały się w krzyki, wrzaski, zawodzenia. W końcu Azura nie wytrzymała, na powrót otworzyła oczy, by zobaczyć, że wszędzie w ogół znajdują się jakieś widmowe postaci, uśmiechające się w kpiący i upiorny sposób. Zupełnie, jakby zdawały sobie sprawę, że są słyszane i chciały zadać większy ból. Kociooką zmroził nagły, lodowaty dreszcz, zupełnie jakby zamarzła i uchodziło z niej życie. Ciche westchnienie wydostało się z jej ust, gdy widmowy chłopiec przeszedł przez jej ciało i zaśmiał złowieszczo.

Tu, na powierzchni, nie działo się nic szczególnego, właściwie, nie działo się nic. Udra tkwiła częściowo skryta w jaskini, wystawiając zza skały tylko jedno oko, śledzące bez znudzenia, ale i bez zaangażowania postaci przemykające od groty do groty. Przemytnicy, przestępcy, mordercy...jak dotąd, ani jednej bezbronnej, zaginionej istotki, której można by ,,pomóc".

Włóczęga Gabrielle nie czuła, kiedy rozminęła się granica wody i powietrza, a piach pod stopami zaczął na nowo być skałą. Z wyciągniętym wciąż mieczem w dłoniach biegła dalej tnąc, zdałoby się, na odlew, jednak prawda była zupełnie inna. Rozcinała każdego po kolei upiora, którego długie palce mimo to wsiąkały jej do myśli, umysłu i wbijały paznokcie tworząc chore wzory. Z szaleństwem wciąż w oczach zatrzymała się dopiero przy kryjówce Udry - nieświadoma, że tam siedzi skryta istota- rozglądała się wciąż broniąc, jakby to było ostatnie miejsce wolne od mar i upiorów. Stanęła tyłem do kobiety pewna, że za sobą ma skałę, a Azura gdzieś w oddali mignęła jej niby to kolejny duch. Krzyknęła pewna, że sama też jest częścią przedstawienia, kolejną zmorą nocną pijanego w sztok latarnika.
Azura biorąc przykład z Gabrielle, wyciągnęła swój, lekki ale ostry miecz i zamachnęła nim kilka razy, przecinając kilka zjaw wpół. Te rozmyły się tylko, z oddalającym się śmiechem, lecz na ich miejsce przychodziły kolejne. Lgnęły do "żywych", pragnąc uwagi, zazdroszcząc "życia", chciały doprowadzić do szaleństwa. Azura nie wiedziała już co robi. Było jej wszystko jedno. Jak wcześniej jedynym pragnieniem było znaleźć się w objęciach Wody, tak teraz było nim nie słyszeć więcej tych przeklętych głosów, zagłuszających śpiew Matki. Wszystko, byle nie widzieć już więcej tych bladych, pustych oczu i twarzy wykrzywionych w grymasie czegoś bliżej nieokreślonego. Dziewczyna poczuła niepohamowaną furię i siłę, jaką nigdy nie dysponowała. Zamachnęła z wściekłością ręką, a strumień mocy poszybował w stronę grupki duchów, rozwiewając ich, i trafił w skalną kolumnę, rozsypując ją w drobny mak.

Myśli Udry pognały naraz kilkoma torami. Z jednej strony rozważyła zaatakowanie nawijającej się pod sam nos ofiary, lecz htare nie miały szans przy długim mieczu, a dzierżąca go istota zdawała się zbyt szybka, by nie odwrócić się na napaść. Najrozsądniej byłoby cicho cofnąć się, głębiej ukryć przed nieprzewidywalnością kobiety, zwyciężyła jednak opcja trzecia i przemawiająca przez nią chciwość. Wytrenowanym ruchem Udra wyciągnęła arkan zza pasa, jednocześnie nadając mu niewielki pęd. W jaskini nie było miejsca na więcej, ale cel był wystarczająco blisko, by pętla dosięgła szyi, jeśli nie zostanie odepchnięta. Udra zacisnęła pięści, licząc na łut szczęścia-a właściwie dwa. Pragnęła, aby skupiona na własnym świecie postać nie powróciła do rzeczywistości, nim arkan nie otuli jej podgardla i miała nadzieję, że wiedziona pierwotnym instynktem, właściwym niemal wszystkim żywym, chwyciła dławiącą pętlę oburącz i próbowała przeciwstawić się duszącemu naciskowi. Owszem, skuteczniejsze dla ofiary byłoby przecięcie liny mieczem-ale nie każdy na to wpadał. Na tym polegał łut szczęścia.
Gabrielle nie słyszała dźwięku lecącego ku niej arkana, który gładko odnalazł swoje miejsce na jej szyi. To już poczuła, złapała z całej siły za linę i podsunęła się o pół kroku i krzyknęła. Naprężone gardło rozerwało więzy, zaś część zjaw cofnęła się na krótki moment, by po chwili powrócić i zacząć ją łapać za dłonie, ramiona, włosy, nogi,... każdy kawałek ciała.Gabrielle pociągnęła ze wszystkich sił za arkan, który naprężył się niczym struna. "Kici, kici, mała..." Epitety wymknęły jej się z gardła cicho, sykiem niemal, kiedy ciężkie buty wyznaczały drogę bezpośrednio ku tej, która chciała ją zaatakować. Przymrużone oczy, wciąż szalone spojrzenie - niepohamowane niemal, pożerające ofiary i rozmówców.
Azura usłyszała krzyk Gabrielle, który przebił się przez wrzaski upiorów - był bardziej... namacalny, materialny, bliżej, chociaż w rzeczywistości sukkubica była nieco dalej, niż najbliższe duchy. "Dość tego" warknęła pod nosem, obnażając zaostrzone zęby, dziedzictwo felynskiej krwi. Cięła mieczem przed siebie, chcąc za wszelką cenę zbliżyć się do Gabrielle, a patrząc przez zjawy dostrzegła jeszcze jedną, materialną postać. Postać, która atakowała Gabrielle.
,,Ile razy mam Cię zabić, żebyś zrozumiała, że lepsi od Ciebie są od Ciebie lepsi ?"-przemknęły przez głowę Udry słowa dawnego nauczyciela. Idealny czas na wspominki, prawda? Kiedyś musiało to nastąpić. Trzydzieści lat życia tylko teraźniejszością zaowocowało powrotem przeszłości właśnie teraz. Teraz, gdy Udra puściła naciągnięty arkan i najszybciej jak umiała wbiła palce w otwory htare i wyciągnęła dłonie przed siebie. Lewa ręka zgięła się, gotowa do ataku z góry, prawa skuliła się, by z odpowiednią siłą wystrzelić w razie potrzeby wyprowadzenia ciosu z lewej. Udra nie rzuciła się na przeciwnika, dając sobie czas na przyzwyczajenie wzroku do pełnego blasku.-Wołałaś mnie, mamusiu?-zapytała, grając na czas.
Gabrielle nie potrafiła myśleć; była jak wypuszczone z klatki wygłodniałe krwi zwierzę wciąż to podjudzane szeptami, wrzaskami zjaw. Na sam koniec szarpnęła arkan, teraz już wiotki i spojrzała na Udrę. Zamachnęła się mieczem, by ciąć z prawej i nie myślała nawet o tym, co się dzieje, że atakuje niewinną istotę - no, powiedzmy, że niewinną. Gabrielle wyszczerzyła demonie kły w paskudnym uśmiechu. Już wiedziała, czemu Morze zostawiło jej pół zbroi, akurat tyle, ile potrzebowała, by wygrać walkę i rozwiać kolejną, tym razem bardziej oporną zjawę. Rozwieje ją. Rozwieje tę i każdą następną, aż tępy ból głowy minie, aż wreszcie zazna spokoju.
Azura napędzana złością, zbliżyła się do Gabrielle i jej przeciwniczki, niemal całkowicie tracąc świadomość tego, co jest jej myślami, a co tylko projekcją, urojeniem zlepionym z krzyków duchów i czasem przebijających się szeptów Matki. Czuła gniew, potworny gniew i ból, jakby ktoś wbił jej w głowę rozpalony kawałek metalu, który rozpalał wściekłość. Widziała jak przez mgłę, co mogło być też po trosze spowodowane mnogością widmowych, perłowobiałych ciał wokół. Wiedziona jakąś nieznaną siłą, wyciągnęła przed siebie miecz, celując w stronę Udry. I zamarła, patrząc wrogo, czekając na jej ruch, gotowa zaatakować w każdej chwili.
Udra mając oba ostrza po lewej stronie, miała niewielkie szanse na odparowanie ciosu. Nie zważając na to, prawa ręka pomknęła na skróty, nacinając szaty Udry. Łokieć miał skierować klingę w dół, z dala od ciała. Zajmujące pół nocy treningi z powietrzem nie zdołały utrzymać umiejętności Udry na dawnym poziomie. Htare ugrzęzło w materii, a niewstrzymywany miecz przedarł się przez kontusz i żupan, by boleśnie obić żebro. Udra, odzwyczajona już od bólu, syknęła cicho, i nie zarejestrowawszy obecności drugiej, prawdopodobnie równie wrogiej osoby, rzuciła się do przodu, by skrócić dystans na długość swych rąk.
Gabrielle znów zaczęła stary balet, jak to nazywał jej Mistrz, jednak tym razem to nie ona a instynkt prowadził ciosy. Nie przejmowała się stratami we własnej osobie, niosła ją wściekłość, ba, furia wiodła Płomienistego, który usiłował dosięgnąć ciała za każdą cenę, by rozwiać głupiego ducha. I mimo, że kobieta cięła niemal na oślep, było widać wypracowane ruchy, wyćwiczone ataki, kontry. Jak na talerzu.
Azura nie widziała - czuła. Czuła skórą, najdrobniejszą komórką to, co działo się obok. Wściekłość oślepiła ją i zarazem prowadziła. Bez zastanowienia drgnęła i rzuciła się na Udrę z drugiej strony, zwinnie balansując na jednej nodze, zupełnie, jakby znowu płynęła na statku pirackim. Cięła mocno, od góry, nie koniecznie celnie, lecz wściekle.
Udra nim spostrzegła zagrożenie z tyłu, dała wyprowadzić się z równowagi kontrom Gabrielle. Tyle niezawodnych sztychów odparła, na tyle starych sztuczek się nie nabrała, a zarazem cały czas zachowywała się jak nieświadoma, jakby to wszystko przychodziło jej z łatwością. -Walka ze mną nie wymaga od niej nawet koncentracji-pomyślałaby Udra, gdyby miała na to czas. Spokój, tak ceniony przez mistrzów oręża, nie dawał tym razem przewagi. Rozzłoszczona, wyprowadziła serię cięć ku Gabrielle. Prawą ręką próbowała poderżnąć jej gardło, lewą przestała i tak nieporadnie blokować ciosy miecza. Prezentowała własny balet, nieco już zapomniany i bardziej przypominający taniec niedźwiedzia, niezgrabny, ale wystarczający do uniknięcia ataku z przodu i ciężkiego zranienia z tyłu.
Gabrielle uśmiechnęła się, gdy tamta zaprzestała powtarzania tych samych sztuczek, których uczono ją przy wejściu do Akademii. Wyłapując moment, w którym lekko opuściła lewą dłoń, a prawą sięgała do jej szyi pchnęła pewnie i śmiało w jedno konkretne miejsce. Oczy zasnute mgłą, a może twarzami duchów i tak widziały, gdzie idzie ostrze palące przeciwnika, przetapiające jego skórę. Wprost w serce.
Azura ponowiła swój atak zaraz, gdy tamta uniknęła pierwszy cios. Tym razem nie cięła na boki, po prostu wbiła je na wprost, mając nadzieję, że trafi w płuca. W jednej krótkiej chwili zerknęła na Gabrielle i jej ruch i zrozumiała, gdzieś tam w głębi głowy, że idealnie się uzupełniają. Zaraz jednak myśl tę przykryła mgiełka furii, wlewająca się do umysłu słowami, których żywe ucho nigdy nie powinno słyszeć.
Udra intensywnie wpatrywała się w Gabrielle, usilnie skupiając się na każdym innym bodźcu prócz bólu. Parzyła zmierzająca ku sercu głownia, parzyły docierające do oczu obrazy, parzyła specyficzna woń tego miejsca, parzyła suchość w ustach i biczowana chłodnym wiatrem skóra. A od wewnątrz paliła niewybaczalna głupota, która doprowadziła Udrę do żałosnego położenia między ostrzami potężnych szermierzy. Tkwiące w sercu odbierało siły, wbite w płuca kradło oddech. Nie licząc już na żadne szczęście, Udra słabymi ruchami samych nadgarstków wyrzuciła swoje htare-jedno w tył, drugie do przodu. Nie miała już szansy się obronić, nie była w stanie nawet się zemścić...zrobiła to tylko dlatego, że mogła. Ostatni czyn woli przed zapadnięciem w ciemną otchłań, wyzwalającą od bólu, ale będącą wiecznym więzieniem. Więzieniem bez krat, bez strażnika-i bez wyjścia.
Gabrielle niewiele myśląc wyszarpnęła z ciała Płomienistego i kopnęła ciało Udry w kierunku morza, błękitnej toni. Jak duch nie chciał się rozwiać, trzeba to zrobić w stary, sprawdzony sposób. Nie schowała jednak broni czując znów napór białych istot spowijających jaskinię, jej umysł, myśli i uszy. Zerknęła na Azurę wciąż zasnutymi mgłą oczami, jakby i tamta miała jej pomóc.
Azura beznamiętnie patrzyła, jak ciało Udry jest porywane przez chciwe Morze i ukołysane w objęciach Wody; jak powoli opada na dno. Jednak śmierć tej istoty wcale nie przyniosła ukojenia. Wręcz przeciwnie, Azura miała teraz ochotę jeszcze więcej zabijać, jeszcze więcej niszczyć. Wszystko, żeby się wydostać z tej przeklętej otchłani. Ale... czy to na pewno były jej myśli? Dziewczyna warknęła, zdając sobie sprawę, że zaczyna wariować. jednak chwila świadomości nie trwała długo, gdyż na powrót zastąpiła ją nieokiełznana furia. Furia uwięzionych tu na wieczność duchów.
Morze bawiło się porzuconym przez duszę ciałem, podrzucając je do góry i chwytając tuż przed upadkiem na dno. Przypominało wielkiego, ledwo obudzonego kota, próbującego-z powodu zwykłej zachcianki-wydusić życie z martwej myszy. Dopiero po jakimś czasie znudzony drapieżca pochłonął swą ofiarę, wciągając wzbierającym przypływem na głębiny.
Woda jakby zgęstniała i nabrała nienaturalnego koloru, ale wszystkie okoliczne stworzenia w mgnieniu oka zauważyły tę niezwykłą zmianę. Coś się działo - coś dobrego? Coś złego? Instynkt samozachowawczy podpowiadał, że najrozsądniejszym wyjściem będzie natychmiastowe oddanie się z tego miejsca. Coś nadchodziło! Coś złego! Z każdą kolejną sekundą stawało się to bardziej oczywiste i każdy, kto miał chodź odrobinę rozumu był już daleko. Nadeszła gwałtownie i agresywnie niszcząc na swojej drodze wszystko bez wyjątku, nie miała litości - ogromna potężna fala, która zmierzała wprost ku sercu miasta.
Gabrielle przystanęła w szaleństwie i zerknęła w kierunku, z którego dobiegał ją pisk uciekających stworzeń. Przekrzywiła głowę jakby na moment budząc się, a jej oczy urosły do wielkości spodków. Wiedziała już, czemu zjawy i duchy na krótki moment umilkły, by po chwili powrócić z pełną siłą gardeł. Nieomal upadła łapiąc się za głowę, jednak ustała, by wreszcie puścić się biegiem ku miejscu, z którego wcześniej wyszły na brzeg.
Azura na krótką chwilę odzyskała świadomość, słysząc tylko ciche szepty Morza, które nie brzmiały tak kojąco jak wcześniej. Do jej uszu dobiegł głośny warkot, który echem odbijał się od ścian jaskiń Skalnego Miasta, a zaraz potem zalała ją kakofonia dźwięków wpędzająca w szaleństwo. Pobiegła za Gabrielle, rzucając się na wody prowadzące do miasta.

Offline

 

#2 2011-10-04 15:58:08

 Gabrielle

Pani Kapitan

Zarejestrowany: 2011-07-20
Posty: 55
Punktów :   

Re: Pierwsze spotkanie Udry z Gabrielle i Azurą.

Nie spodziewałam się, że tu to znajdę, dzięki, Udra:)

Umarłoby w mroku animacji i braku internetu.

Offline

 

#3 2011-10-06 14:15:55

 Azura

Pierwsza Oficer

Zarejestrowany: 2011-07-31
Posty: 44
Punktów :   

Re: Pierwsze spotkanie Udry z Gabrielle i Azurą.

Powrót do Nautileum
(6d16h) Od strony Mrocznych Dzielnic nadeszła ogromna, niszczycielska fala, która wydawałoby się, że sama w sobie jest katastrofą, ale nie, ona skrywała jeszcze coś gorszego, coś co dotychczas żyło jedynie w opowieściach najstarszych marynarzy, skrywała KRAKENA. Wielka kałamarnica przybyła z najmroczniejszych i najdalszych głębin oceanu, i bynajmniej nie miała dobrych zamiarów, jest tutaj by wymierzyć..
(6d15h) (...) karę tym, którzy na to zasłużyli. Wielkimi mackami spróbowała opleść kopułę, która umożliwiała normalne funkcjonowanie tym, którzy nie posiadali umiejętności oddychania pod wodą, zamierzała naprzeć na nią całym swoim ciężarem, tak jak robiła to w przypadku okrętów, ale tym razem plan okazał się zgubny. Kraken z całym impetem wpadł do serca miasta niszcząc przy tym wszystko, co znalazło...
(6d15h) (...) się na jego drodze - stragany, na których kupcy handlowali towarami, stosy skrzyń, a nawet biedaków, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. Potwór zamachnął się macką i utrącił sporą część pałacu, dając chyba tym samym do zrozumienia, że tutejsza architektura nie przypadła mu do gustu. Cielsko Krakena rozlało się po rynku, a długie na kilkanaście metrów...
(6d15h) (...) odnóża ruszyły do siania spustoszenia.
(6d15h) Parobka Gabrielle biegła tuż przed jedną z macek. Może i seldańskie wyszkolenie dawało jej wiarę w to, że pokona niemal każdego, jednak nawet sam fakt pojawienia się Krakena ją przerażał. I nawet nie rozum wybił się ponad zjawy i duchy, a czysty niemal ludzki strach, który migotał tuż obok szaleństwa.

// musimy się umówić kiedyś i dokończyć animację od tego momentu. Tylko teraz pytanie - kiedy?

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.stosunkikpsw.pun.pl www.predatorsshaiya.pun.pl www.narutoshippuuden.pun.pl www.metin2privcenter.pun.pl www.treningpilkarski.pun.pl